Strony

czwartek, 6 sierpnia 2020

Północna Droga Jakubowa - Dzień 02_KONOPATY - CHORZELE_112 km (2161)

Trasa: Konopaty - Zieluń - Kozilas - Jabłonowo - Iłowo - Osada - Wieczfnia Kościelna - Szemplino - Czarne - Duczymin - Chorzele.

Mimo przerwy w nocy (dwie godziny spowodowane wrażeniami i nowym miejscem) wyspałem się po królewsku. Tą przerwę spowodowało dodatkowo przejedzenie się na kolację :-).

Wyposażenie techniczne Ośrodka Hodowli Zwierząt w Konopatach było oszałamiające ilością i jakością. Życzliwość dla samotnego pielgrzyma z jaką zostałem przyjęty (sic!) to jest coś co będę długo pamiętał. Tym bardziej, że na zakończenie pobytu w Ośrodku doświadczyłem działania magicznego słowa pielgrzym.
- Panu Leśniczemu po prostu dziękuję!

Wyjazd był około 7:30. No i zaczął się ten dzień w którym błądziłem. No i wyszła na jaw moja nieumiejętność planowania trasy. Okazało się że planowanie odcinkami 30 km to nie jest dobry pomysł. Wielokrotnie na drodze nikt nie był w stanie podpowiedzieć mi czy jadę choćby w przybliżonym a założonym kierunku.

A przejeżdżałem głównie przez tereny rolnicze i (może dlatego?) spotykałem specyficznych ludzi. Na moje pytanie czy dobrze jadę odpowiedzią było "pierwszy raz słyszę taką nazwę i nie mam pojęcia gdzie to jest ". Po raz pierwszy w życiu spotkałem też ludzi którzy sprawiali wrażenie jakby przez całe swoje życie nigdy nie opuszczali własnej wsi.

Często też w odpowiedzi napotykałem pusty wzrok człowieka który nie rozumie pytania lub słyszałem niewyraźną mowę człowieka którego umysł nie radzi sobie z rzeczywistością. To zdarzało się tak często, że gdybym miał na podstawie tego dnia orzekać o pełnosprawności czy stopniu rozwoju umysłowego mieszkańców mijanych miejscowości to zapewne doszedłbym do zupełnie błędnych wniosków.
- Nasilenie trudnych spotkań było wprost porażające!

Efektem mojego nieprecyzyjnego planowania dnia było więc częste błądzenie. Takie miejscowości jak Zieluń, Wieczfnia Kościelna czy Lubowidz na stałe zostaną w mojej pamięci jako przykłady pomieszania z poplątaniem nie tylko mojego. Teraz już wiem, że trzeba planować odcinki tylko co 10 km.

Dodatkowo (tak dotąd wychwalany przez mnie) wujek Google często proponował mi piachy przed wjechaniem do których nie zawsze była możliwość zasięgnięcia języka. I bywało tak, że czasem korzystałem z porady żeby jednak przez te zaspy żwirowe przejeżdżać. I było tak, że kopałem się w miejscach "gdzie piachy były po pachy... ."
- Wniosek: rowerzysta powinien lepiej planować trasy a zasięgać porady od podobnych sobie, a nie takich co wozami na żelaznych kołach czy autami tylko jeżdżą. Jeśli w ogóle jeżdżą.


Na dodatek wraz z przebywanymi kilometrami docierały do mnie ponure echa historii... .



W Nowym Dłutowie był chwila odpoczynku w cieniu dobrego drzewa.

Skromny zda się kościół (a jednak katedra!) w Nowym Dłutowie był zamknięty.

Jabłonowo. Tuż przy drodze się znajdujący wiatrak przyciągnął moją uwagę.

Życzliwy właściciel znalazł chwilę czasu aby mi o nim opowiedzieć. W pamięci zostanie mi dobra rozmowa z nim. “Urzędnicy przyjechali, stwierdzili, że to zabytek i że pieniędzy na jego ratowanie brak.”

Obok młyna wiatrowego leżała sterta pięknie posegregowanych kamieni zebranych z pola. "Na drogi panie wydają pieniądze milionami a jak przychodzi do sprzedaży im kamienia to od 20 lat cena jest ta sama: 20 zł za tonę".

Kościół-pw.-św.-Jana-Chrzciciela-w-Narzymiu



Kościół-pw.-św.-Stanisława-Biskupa-w-Wieczfni-Kościelnej.

Tu znaleziono interesujący sposób na okazanie wdzięczności dobrodziejom kościoła.










Często jechałem na wyczucie i ono ku mojemu przyjemnemu zdziwieniu nie zawodziło mnie.

Szukając w Chorzelach miejsca noclegowego używałem błędnego w tych okolicach słowa agroturystyka. Wygląda na to, że na tym terenie to słowo nie istnieje. Są za to określenia celniejsze i bardziej zrozumiałe dla tutejszych mieszkańców. Należy pytać o nocleg czy kwaterę. Teraz to ja wiem.

W końcu szukając noclegu dałem się poprowadzić pewnej sympatycznej rowerzystce do miejsca gdzie pewny nocleg miał się znajdować. Telefon do właściciela okazał się stracony. Kiedy dojechałem na miejsce - a pani już sobie dawno odjechała - okazało się że telefon mi się wyłączył (zabrakło prądu!) a niezapisany numer zniknął! Dumając nad tym zdarzeniem zorientowałem się, że dom pod który podjechałem jest typową kwaterą dla pracowników. Ludzie ci ciężko pracując ciężko odpoczywają. I to było słychać. Nie podjąłem próby zamieszkania w tym miejscu.

W międzyczasie przez panią rowerzystkę rzucona uwaga kiedy dojeżdżaliśmy do tego feralnego miejsca: o tutaj też są noclegi spowodowała, że właśnie tam podjechałem. Krótki telefon - rozpoznanie delikwenta który chce się zatrzymać i otrzymałem pokój w tanim (40 zł) hotelu robotniczym. Przepraszam: teraz poprawnie mówi się w hotelu pracowniczym.

Umiarkowanie hałasujący Ukraińcy u góry to była kojąca muzyka w porównaniu do tego co swego czasu wyprawiał nasz sympatyczny, (ale jednak głośny!) domowy sąsiad z góry.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz