czwartek, 8 listopada 2012

Jakiś Herzog (1058)

Ten deszczyk był paskudny! Siąpił drobnymi kropelkami, zacinany deszczem a tu jeszcze pół godziny do
spotkania... . Przechodziłem akurat obok CSW. Nazbyt blisko musiałem przechodzić, bo automatyczne
drzwi same się zapraszająco otworzyły. No dobra; wejdę i przeczekam tutaj te trochę czasu.

Młody człowiek z reception point osłupiał sobie na takie oto zdanie:
- Dzień dobry! Jestem Człowiekiem z Ulicy. Na całą waszą kulturę i sztukę (mam nadzieję, że taką tu znajdę)
mam zaledwie (i aż!) 30 minut. Co pan mi zaproponuje?!

Gdy Młodzieńcowi Za Ladą nieco przeszło, wolno nabrawszy oddechu ówże Pan ostrożnie wyrzekł mi tak;
- U góry jest spora wystawa i trzeba by na nią poświecić troszkę więcej czasu. ...ale na dole jest coś co być
może zainteresuje. Tu jest wystawa o Herzogu, którą zorganizował Instytut Goethego.

Zapewne jeszcze wiedziony litością na widok lichej kondycji przybyłego dodał jeszcze tak:
- No i wejście na parter jest bezpłatne. Całkowicie.
Nie podnosząc pokornie schylonej głowy po marmurach poszedłem na tego Herzoga.

Ponieważ pana H. nigdy mi nie przedstawiono trzymając się swoich reguł  postanowiłem, że może bym
spróbował zobaczyć kto on i co takiego dobrego zrobił, że aż go tutaj pokazują. No i tułałem się między
wielkimi zdjęciami, jakieś filmy oglądałem, ale bez kontekstu nic i nic z tego mi nie przyszło. Zabrakło głowy
światłej która tę wystawę przygotowała by mi ogrom dokonań pana H. zrozumieć pozwoliła. A tak to
widziałem tylko powierzchownie pajaca i szaleńca skaczącego po ekranie, na monitorach i zdjęciach. A
wszystko to spowite w romantyczne miotanie się, senne marzenia i szaleństwo... .

Z tej wystawy zapamiętałem, że pan H. zrobił dużo filmów na krawędzi, pokazując współczesne problemy
i osłupiając publikę odkrywczym do nich podejściem. Sam kontrowersyjny i takież filmy robił. ...ale guzik
mnie obchodzi, iż uznano go gdzieś tam, że jest jednym ze 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie.
Wystawa mi tego nie pokazała! I dlatego, może i on ważny jest, ale nie w moim życiu.

To wszystko przez tego "Stroszka" czy "Caspara Hausera" nie chciałbym go do swojego domu na
niedzielny obiad zaprosić. Nie dość, że by w nastroju uroczystym nie wytrwał, to może by mi jeszcze aparat
buchnął?!
- Od takiegoż przecie czynu zaczął swą oszałamiającą karierę filmowca... .






Brak komentarzy:

Podziel się