Strony

wtorek, 9 maja 2023

Dzień 1: Toruń - Pięćmorgi 1/4 (2281)

9 maja to było jakeśmy z Piotrem do Pelplina wyruszyli.

Luksusowa ścieżka poprowadziła nas przez Raciniewo do Unisławia.

Nie było żadnych wątpliwości, że po minięciu obydwu kościółków we wspomnianym Unisławiu pojedziemy przez Chełmno.


Wiadomo było, że jeśli być w Chełmnie to Klasztor należy odwiedzić!

A tam było jak zawsze! Przywitała nas Strażniczka domu tego, oraz... 

...uważne spojrzenie siostry w kornecie.

Reszta też była znana, bo przecież ta wizyta była kolejną, jak własna tradycja nakazuje corocznie od wielu, wielu lat.




Był czas na stosowne milczenie w kaplicy zakonnej... 

...był czas na spotkanie z Chrystusem Chełmińskim.

Było jeszcze - w przelocie - krótkie spotkanie z siostrą Anną, tą samą która parę razy witała się ze mną przy Furcie klasztornej. Nawet nie wiadomo kiedy nasz pobyt w Klasztorze dobiegł końca.

A potem była jazda przez las, jazda przez las i jazda przez las! I NARAZ?! Czas zwolnił, zapachniało polnymi fiołkami, powietrze zastygło, ptaki zaśpiewały a przy krzyżu przydrożnym zobaczyliśmy taki widok: MABOŻEŃSTWO MAJOWE.

Jeżeli w polskiej tradycji religijnej jest coś wzruszającego to właśnie takie prawdziwe (a starannie przygotowane!) spotkanie przy Krzyżu. 

Rowery poszły na bok a my zaopatrzeni w śpiewniki zostaliśmy przyjęci do grona swoich. I były także "Chwalcie łąki umajone...",  jak w bajce prześnionej w  czasach dawnych, gdy świat był lepszy, bo bez żadnych wątpliwości oparty na jasnych regułach i trwałych wartościach.

Zanim uroczystość dobiegła końca, jeszcze nas dopytano o to kto my, skąd jedziemy i dokąd zmierzamy. Serdeczność i dobro które nas potem spotkały były dalszym ciągiem spotkania pod Krzyżem.

Naturalnym więc było, że przyjęliśmy zaproszenie na podwieczorek a potem na nocleg, bo przecież: "w maju to przecież jeszcze nigdy nie gościliśmy pielgrzymów!

I było tak, że nie musieliśmy już szukać kąta do odpoczynku gdzie indziej, bo tutaj mieliśmy wszystko. Było 3P (prąd, podłoga i prysznic) ale na jakim poziomie! Z tą podłogą to użyłem skrótu: spałem normalnie na łóżku, chociaż ze swoją pościelą. Pielęgnuje się tą zasadę, żeby podczas pielgrzymowania korzystać tylko z tych rzeczy których się samemu nie posiada. 

Podczas pobytu w tym Domu ciągle miałem poczucie panatadeuszowej atmosfery, wyjątkowości tego co nas spotyka! Podkreślił to koncert skrzypcowy z udziałem pianina. I przypomniała się mandelsztamowa fraza:  "Z Szuberta on umiał zrobić, no brylant, no istny cud!"

I przed pójściem na spoczynek były jeszcze rozmowy, pełne prawdziwego zainteresowania celem naszego pielgrzymowania.

No i jeszcze rano przed odjazdem objaśniano, że nadal nie porzuciłem myśli o dotarciu do Santiago de Compostela. A tam w Niemczech byłem przecież bliski pewności, że już nigdy nie wsiądę na rower. Dlatego też ten poprzedni pojazd został u Christiana, na kampingu "Triolago". Cieszę się, że ta maszyna trafiła w Jego dobre ręce: Christian w trudnym dla mnie czasie okazał mi wiele pomocy, której wtedy tak bardzo potrzebowałem... . 

Tutaj we wioseczce Pięćmorgi spotkaliśmy się z taką samą pomocą i życzliwością.