Strony

czwartek, 26 czerwca 2014

Walka książki z czytnikiem (1359)























Papierowa książka... . A po co komu ona dzisiaj? Dawniej dom inteligenta można było
poznać po zapełnionych pólkach. Zapach papieru, (i jeszcze dawniej) farby drukarskiej,
szorstkość lub gładź okładki i kartek... . To wszystko już było i czytanie z papierowych
stron wydaje się być coraz bardziej archaiczne i rzadziej spotykane.
- Aż żal.


Znajomy Pan Doktor - którego serdeczną przyjaźnią dumnie cieszę się od dziesiątków 
lat - widząc, że tylko z czytnika korzystam litościwie pożyczył był mi Pewną Książkę.
Przepięknie wydane tomiszcze poczytnego autora, o okładce takiej, że już sam jej dotyk
wprawia w ekstazę.
- I zadziwiająco lekka jak na te swoje 800 stron Ona jest... . 























Odzwyczajony od papieru z pewną nieśmiałością zabierałem się do jej przeczytania.
I tak mi na tym zabieraniu się do czytania zeszło pół roku. Lepsza Połowa Mojego
Świata mając pożyczoną lekturę dawno już przeczytaną - a zniecierpliwiona moją
przedłużającą się zwłoką  - wzięła się na chytry sposób:

- Drogi mężu, taka jestem dzisiaj zmęczona - poczytaj mi proszę na dobranoc!
O trzy (No najwyżej cztery!) kartki proszę, tak żeby dobre sny przywołać ukołysana 
twoim jedwabistym głosem... .

Osobiście to nie wiem nic o tym jakobym był posiadaczem jedwabistego głosu
(chociaż w pewnym radyjku też się kiedyś pracowało!), niemniej jednak mile połechtany
dałem się wziąć na na lep pochlebstwa i... .
- I nie wiadomo kiedy wsiąkłem w to czytanie całkowicie i ostatecznie!























Ocknąłem się po dwóch godzinach wśród nocy ciemnej. Dalej - jak łatwo można było
przewidzieć - Książka pochłonęła mnie całkowicie. Każda wolna minuta, każdy kwadrans
wyszarpnięty życiu w całości były przeznaczane na konsumpcję papierowej zawartości.



Dzisiaj bogatszy o nowe doznania (a właściwie przypomniawszy sobie zapomniane)
z czystym sumieniem ściągnąłem sobie najnowszą wersję calibre.
- Chyba znowu sobie poczytam "Krainę chichów"... . 














Jeżeli ktoś jeszcze nie przeczytał całego dorobku Stefana Grabińskiego (a co najmniej
jego "Demona ruchu") to proszę nadrobić ten dyskwalifikujący w dobrym towarzystwie brak.
- Będę sprawdzał na wyrywki. 

PS. A co zastąpi E-Booki?